ŻYCIOWE SALTO MORTALE ORAZ PRZYRODA W MIEŚCIE – CZYLI GDZIE BYŁEM JAK MNIE NIE BYŁO
Witajcie po zdecydowanie za długiej przerwie. Nie było mnie tutaj prawie 3 miesiące. Domyślam się nieskromnie – po wielu mailach – że chociaż parę osób czekało na nowy wpis. Życiowa zawierucha dała mi się we znaki i teraz kiedy kurz pomału opada, mogę wreszcie zająć się tym co kocham najbardziej, przyrodą i filmem. Zapraszam was do krótkiego wpisu na temat tego gdzie byłem jak mnie nie było i dlaczego Polska miażdży Szkocję na głowę.
Dokładnie 17 tego kwietnia po niespełna dekadzie pobytu w Szkocji postanowiłem wrócić do Polski, a konkretnie do Szczecina, rodzinnego miasta mojej żony, którego dopiero się uczę, bo sam jestem ze Śląska. Nawiasem mówiąc, piękne i zielone miasto. Już od dłuższego czasu idea powrotu dojrzewała we mnie, aż w pewnym momencie ostateczna decyzja zapadła. Dla wielu szalona i niezrozumiała, dla innych długo wyczekiwana, a dla mnie to kolejne życiowe “salto mortale”.
Od momentu powrotu, nie miałem fizycznej ani psychicznej możliwości zajęcia się niczym innym jak tylko przeprowadzką i urządzaniem sobie na szybko życia w ojczyźnie, której uczę się trochę od nowa. Ale skoro miałem odwagę wyjechać z kraju, to muszę mieć odwagę do niego wrócić. Dopiero teraz, po raz pierwszy mogę usiąść, przez chwilę pomyśleć i napisać coś na moim skromnym blogu, z nadzieją, że to co piszę komuś się przyda.
Oczywiście nie spaliłem mostów w Szkocji, gdzie mam kilku przyjaciół i rozpoczętych projektów filmowych, nad którymi cały czas pracuję. W Polsce również pracuję nad kilkoma filmami i sprawy pomału zaczynają nabierać tempa. Niestety, jak to kiedyś powiedziała mi znana polska producentka filmowa “z filmu nie da się wyżyć, trzeba mieć jakieś dżemy na boku”. Niestety ja swoich dżemów na razie nie mam i muszę pracować jak większość rodaków, na etacie. W rezultacie na film zostaje mi niewiele czasu, ale głęboko wierzę, że i to się zmieni. Bo skoro da się obrócić całe swoje życie o 180 stopni w kilka tygodni i wylądować na cztery łapy to znaczy, że wszystko się da. Nawiasem mówiąc, planuję w niedalekiej przyszłości otwarcie warsztatów z filmu przyrodniczego i nie tylko. Jeśli oczywiście będą chętni.
Decyzja o powrocie nie była łatwa, ponieważ mimo trudów życia na obczyźnie pokochałem ten wietrzny kraj, pełen dramatycznych krajobrazów, niesamowitego światła i fantastycznych Szkotów, którzy pod wieloma względami są podobni do nas. Wiedziałem jednak, że Polska to kraj o niedocenionym pięknie, które wciąż czeka na odkrycie.
Mimo, iż starałem się odwiedzać Polskę regularnie, to jednak nie spodziewałem się tego co mnie spotkało zaraz po przyjeździe. Doznałem bowiem szoku. Załatwiając pierwsze sprawy przechodziłem przez mały park w centrum miasta. W pewnym momencie stanąłem w samym środku dżungli. Była to nasza europejska dżungla. Wszędzie dookoła krzątały się kosy, kwiczoły, sikory, grzywacze, pleszki i wiele innych. Bujna roślinność wyzierała ze wszystkich zakamarków. Prawdziwa eksplozja życia. Nagle tuż nad moją głową w koronach drzew usłyszałem szamotaninę. Zadarłem głowę, a w tym momencie chmara małych ptaków rozproszyła się we wszystkich kierunkach i wtedy pojawił się on. Przysiadł na gałęzi, po czym rozejrzał się i odleciał w sobie tylko znanym kierunku. Było to moje pierwsze spotkanie Błotniaka Stawowego Circus aeruginosus w miejskim parku.
Potem było jeszcze lepiej. Kiedy o godzinie 14 tej przechodziłem przez największe rondo w Szczecinie tuż przy zatłoczonej ulicy moim oczom ukazał się niespodziewany kształt. W biały dzień mały nietoperz zataczał koła wokół wysokiego drzewa przytulonego do kamienicy. Ale to jeszcze nic. Bo gdy wychodziłem z urzędu miasta tuż przy Jasnych Błoniach, nagle usłyszałem ten charakterystyczny głos. Stanąłem jak wryty. Mrużąc oczy od słońca wpatrywałem się w polskiego króla przestworzy, a dokładnie całą rodzinę królewską. Wysoko w zenicie pięć majestatycznych sylwetek Bielików Haliaeetus albicilla sprawiło, że poczułem, że nareszcie jestem w domu.
Na koniec tego oszałamiającego dnia, kiedy wybrałem się z żoną na wieczorny spacer, przy osiedlowym parkingu natknęliśmy się na samca Pleszki Phoenicurus phoenicurus. Ten przepiękny mały ptaszek skąpany w zachodzącym słońcu wykonywał akrobacje w powietrzu łapiąc sobie tylko widoczne drobne owady.
I mimo, iż Szkocja jest krajem bezsprzecznie spektakularnym jeśli chodzi o krajobraz, to jednak pod względem bioróżnorodności Polska bije ją na głowę. Życia nie starczy aby opowiedzieć wszystkie przyrodnicze historie jakie dzieją się w naszym pięknym kraju, ba, nawet w jednym miejskim parku. Tym bardziej ubolewam, że tak mało ludzi zdaje sobie z tego sprawę, na jakiej niezwykłej ziemi przyszło nam żyć.
Na koniec tej mojej przydługiej refleksji, chciałem zwrócić wam uwagę na przyrodę w mieście. Idąc zatłoczonym i hałaśliwym centrum miasta jakim jest Szczecin, na pozór nie sposób wyobrazić sobie, że oprócz kilku wróbli na pojedynczym drzewie przy przystanku coś więcej się dzieje. Tak mogłoby pomyśleć większość osób. Jednak wystarczy na chwilę się zatrzymać, posłuchać, wyostrzyć wzrok i po prostu podejść bliżej, a naszym oczom ukarze się zupełnie nowy świat. Świat, który jest tuż obok nas, jest tak blisko i jest tak oczywisty, że wręcz niezauważalny. W codziennej gonitwie własnych spraw, nie zauważamy wypłoszonego nietoperza w biały dzień, kosa karmiącego młode na ławce, super szybkich jerzyków uczepionych ściany, królestwa mrówek przy schodach do urzędu, czy podziemnej twierdzy os, które raz po raz wlatują ze zdobyczą w szczeliny chodnikowe.
Aby jednak móc szczerze cieszyć się tym bogactwem na letnim spacerze do sklepu, trzeba nauczyć się patrzeć, a co najważniejsze patrzeć z zachwytem i pokorą, z podziwem i ze świadomością, że tak jak i genialna wywołująca emocje muzyka, której nie słyszymy podczas oglądania filmu dopóki gra, tak my nie widzimy przyrody w mieście dopóki ona tam jest.
Życzę sobie i wam wszystkim drodzy czytelnicy, aby ta muzyka nigdy nie przestała wybrzmiewać.
Ostatnie komentarze