DYWAGACJE Z CZATOWNI

Z własnego doświadczenia wiem, że kadrowanie w filmie może być sztuką samą w sobie, nie tylko warsztatem. Oczywiście jest to w dalszym ciągu jakaś składowa, która buduje ujęcie. Jednak w przypadku obrazu ruchomego, a przede wszystkim w przypadku filmowania ruchliwych zwierząt, zwłaszcza ptaków, to już wchodzi w sferę sztuki, którą trzeba opanować.

 

Kiedyś siedząc w czatowni kolejną bezproduktywną godzinę, naszły mnie takie oto dywagacje.

Czasem po dłuższej chwili, gdy nic się nie dzieje, pojawiają się Czatownia nad rzekąwątpliwości. Czy na pewno dobre miejsce wybrałem? Czy aby nie zmarnuję całego dnia tylko dlatego, że moja analiza czy przypuszczenie było błędne? Trudno jest bowiem przewidzieć coś, na co nie ma się wpływu, lub wpływ bardzo ograniczony. Oczywiście różne sztuczki i fortele staram się stosować by osiągnąć swój cel. By być o krok przed naturą. Jednak wymaga to ogromnej determinacji i wiary. Determinacji, bo nauka tak wielu informacji wymieszanych z doświadczeniem w terenie i nieustanne poczucie wydłużającego się wyczekiwania potrafi przytłoczyć. Bez determinacji ani rusz. A wiara, bo trzeba naprawdę wierzyć w to co się robi, żeby poczucie pasji cały czas pchało nas do przodu. Wiara daje siłę mimo lęków, chwilowych trudności i wątpliwości jakie targają człowiekiem kiedy po prostu nie wie czy to co robi ma sens. Pasja, słowo klucz.

Wiele razy w ostatnich latach słyszałem, że żeby filmować czy fotografować przyrodę, trzeba być do tego stworzonym. I chyba coś w tym jest. Skoro wszyscy dookoła kręcą głowami i wydymają usta w akcie zdziwienia. Bo jak można siedzieć tyle czasu w krzakach. Czy świeci słońce, czy pada. Czasem w błocie, czasem w wodzie, czasem nawet skuty lodem. Tak, to musi być prawdziwa miłość.

Wydaje się, że wiele nie trzeba by poznać przyrodę poprzez jej doświadczanie. Ciągły kontakt z naturą wyrabia poczucie ufności w zdobytą wiedzę, w obycie w terenie. I wtedy rodzi się zadufanie, a jednocześnie pokora zaczyna się osuwać jak podmoczony zamek z piasku na plaży. A przecież właśnie pokora to jedyna rzecz jaką tak na prawdę mogę nosić jak zbroję. Buduję ją z mozołem po to, by czasem patrzeć jak rozpada się w jednej chwili przez podszepty aroganckiego ego. Koniec końców, przyroda zawsze sprowadzi nas na ziemię. I chwała jej za to.

Z jednej strony robienie filmu jest łatwiejsze, bo nie trzeba martwić się, że klatka nie zostanie zamrożona w krystalicznym bezruchu jak to się ma w przypadku zdjęcia. Z drugiej jednak strony fakt, że rejestrujemy całą serię klatek to właśnie ten ruch jest tu pożądany. Dochodzi do tego czynnik rozciągnięcia akcji w czasie.

Fotografując robię zdjęcie często z bardzo niewygodnej pozycji, np. leżąc na brzuchu. Pomiędzy robieniem zdjęć mogę się na moment rozluźnić i zmienić pozycję. Do tego jeszcze o kadrowanie nie muszę się martwić. Oczywiście nie znaczy to, że nie kadruję. Robię to jak to tylko możliwe. Ale moje skupienie pada przede wszystkim na sam fotografowany obiekt i kontekst, w którym się pojawia. Dodatkowo kadrowaniem zajmuję się w ciemni. W tym wypadku w ciemni cyfrowej przy komputerze. Oczywiście czasem niedbalstwo i złe kadrowanie może nie pozostawić miejsca żeby zrobić korektę by wyszedł prawidłowy kadr, nie mówiąc już o czymś więcej.

Larus argentatus argenteus mewa srebrzystaW filmowaniu sprawa kadrowania wygląda zgoła odmiennie. To właśnie kadrowanie staje się jednym z głównych aktorów na scenie zmagań z filmowaniem przyrody. Niestety nie da się skorygować kadru czy całkowicie przekadrować tego co się nagrało, tak jak w przypadku zdjęć. Głównie z przyczyn technicznych. Chociaż i to pomału staje się mniejszym problemem w dobie coraz lepszej jakości sprzętu filmowego. Można już rozciągać i powiększać do pewnego stopnia obraz bez utraty jakości. Oczywiście mówimy tutaj o rozdzielczościach od 4K wzwyż. To jest jednak kwestia chwilowo poza moim zasięgiem. Sprzęt na którym pracuję nie daje takiej elastyczności w postprodukcji. Słowem wszystko kosztuje.

Niemniej jednak, fakt nie posiadania najlepszego sprzętu, oprócz minusów ma swoje plusy. Ograniczenia techniczne wymuszają na mnie większą dyscyplinę, cierpliwość, pokorę, inwencję twórczą, artystyczną i techniczną. Słowem, mój mózg ma co robić i chyba o to chodzi.

Oczywiście byłoby miło posiadać wszystkie możliwe udogodnienia techniczne, dzięki którym można zrobić coś lepszego mniejszym kosztem. Jednak zawsze pojawia się ten sam problem. Technologia rozleniwia. Wyzuwa z inwencji, przejmowania inicjatywy. Powoduje postawę roszczeniową, która w przypadku filmu przyrodniczego może skończyć się tym, że zamiast przedzierać się przez chaszcze z ciężkim sprzętem, by zaznać choć trochę bliskości z naturą, siedzimy wśród czterech ścian żaląc się, że nie można sobie pozwolić na najnowsze zdobycze techniki. A tym czasem praktyka siedzi w tych chaszczach i na nas czeka. Zatem czekaj przygodo, nadchodzę. Spocony ubłocony, ze sprzętem na który mnie stać, ale za to szczęśliwy, że mogę brać czynny udział w poznawaniu siebie i natury, której jestem częścią.