VERTIGO SEA | JOHN AKOMFRAH

Film przyrodniczy zazwyczaj kojarzy się, ze standardową konwencją rodem z BBC, National Geographic czy innych stacji telewizyjnych oraz niezależnych twórców. Mamy wtedy do czynienia z typowym dokumentem przyrodniczym w ramach jednego medium filmowego. Są jednak twórcy, którzy wykorzystują materiał przyrodniczy do opowiedzenia historii w nieco inny sposób. Zapraszam Cię dzisiaj do mojego wspomnienia z instalacji artystycznej Vertigo Sea.

Otóż w 2015 roku na 56 Weneckim Biennale miała premierę instalacja multimedialna o nazwie Vertigo Sea, czyli w wolnym tłumaczeniu Morski Zawrót Głowy, lub jak chce warszawska Zachęta – Morze Szaleństwa. jest to instalacja artystyczna znanego na całym świecie twórcy Johna Akomfrah. John jest urodzonym w Ghanie Brytyjskim pisarzem, montażystą filmowym, dokumentalistą oraz scenopisarzem. Jego prace zazwyczaj skupiają się na tematach kolonializmu, migracji, religii oraz polityce. Jaki to w takim razie ma związek z przyrodą?

Vertigo Sea John Akomfrah zdjecie główne

Still from John Akomfrah’s Vertigo Sea (2015). ©Smoking Dogs Films, courtesy of Lisson Gallery.

Cytując londyńską Lisson Gallery: Trójkanałowa instalacja filmowa Akomfrah jest eksploracją tego, co Ralph Waldo Emerson nazwał „wzniosłymi morzami”, oraz relacji między człowiekiem a morzem w kontekście postkolonializmu. Łącząc archiwalne i specjalnie sfilmowane materiały z narracją z klasycznych źródeł, Vertigo Sea koncentruje się na nieporządku i okrucieństwie przemysłu wielorybniczego oraz podróżach afrykańskich migrantów przemierzających ocean, w poszukiwaniu lepszego życia, ale zamiast tego stojących w obliczu brutalności z rąk ludzi u władzy. Morze jest tu pokazane jako jednocześnie bogate źródło życia, ruchu i oszałamiające piękno wizualne, a także miejsce masowych morderstw, niestabilności politycznej i nieobliczalności.

Vertigo Sea

Już sam opis instalacji sugeruje, że mamy do czynienia z obrazem: przyroda i człowiek, co odbiega od typowego filmu przyrodniczego. W niekonwencjonalnym ujęciu, w przestrzeniach galerii rozmieszczone są ekrany, na których symultanicznie wyświetlane są archiwalne i współczesne ujęcia przyrody związanej z morzem i oceanem, ludźmi morza, oraz fabularne elementy zainscenizowane na potrzeby instalacji. Te ostatnie tworzą symboliczne wyrażenie życia i śmierci ludzi, którzy przez stulecia zmagali się z morskim żywiołem, bardzo często nie z własnej woli. Mimo, iż są to materiały specjalnie nagrywane na potrzeby projektu, to fantastycznie współgrają z pozostałymi elementami archiwalnymi, zarówno tymi w kolorze jak i czarno białe.

Vertigo Sea

Vertigo Sea miałem okazję oglądać na żywo w Talbot Rice Gallery w Edynburgu 2017 roku. Ciemna sala i trzy duże ekrany wyświetlające na przemiennie ujęcia. Na pierwszy rzut oka wydają się pojawiać w przypadkowy sposób. Jednak po chwili wszystko zaczyna układać się w logiczną, narracyjną ciągłość. Z głośników oprócz dźwięków i muzyki sączą się opowieści, drobne historie i cytaty, tworzące biograficzne tło samego oceanu, jego mieszkańców, eksploratorów. A także ofiar, bowiem, oceanu nie można zwyciężyć.

Vertigo Sea

Oglądając tą wystawę miałem dziwne wrażenie, jakbym był częścią tych historii. Być może to przez wielorakość znaczeń, głębię symboliki oraz sam immersyjny charakter doznań. Dzięki temu, że ekrany były duże, dźwięk wypełniał całą przestrzeń, a wokół panowała ciemność, można było bez reszty zanurzyć się w świat jaki stworzył John Akomfrah. W jednej chwili przewijało się wiele emocji na raz: przerażenia, nostalgii, nadziei, można było dryfować we wspomnieniach. Pojawiały się również refleksje nad historią zmagań majestatycznego i brutalnego morza, z inteligencją i bezwzględnością człowieka. Hipnotyczny stan zanurzenia w morskich odmętach trwał przez cały czas projekcji i naprawdę trudno było się od niego oderwać. Jest to bardzo głęboka zaduma, z której wyszedłem bardziej żywy.

Ogromną zaletą takiej twórczej ekspresji jest doświadczenie, którego nie da się porównać do typowego filmu oglądanego na komputerze, telewizorze, czy nawet w kinie. Wadą natomiast jest ograniczony dostęp prezentacji szerszej publiczności. Nie można bowiem nagrać tego projektu np. na dvd i obejrzeć w domu. Owszem, na upartego można by połączyć wszystkie trzy ekrany w jeden dzielony obraz i tak odtwarzać. Byłby to jednak chybiony zabieg, ponieważ siłą tego dzieła jest właśnie jego forma, na którą składa się możliwość doświadczania nie tylko za pomocą wzroku, słuchu, ale również fizycznego bycia w przestrzeni, która wymusza skupienie i zaangażowanie.

Takie twórcze podejście do filmu jest czymś co chciałbym widzieć częściej, szczególnie w odniesieniu do przyrody. Głównie dlatego, że niestety żyjemy w czasach, gdzie przyroda została całkowicie uprzedmiotowiona i sprowadzona do cyferek. Odarta ze swojego splendoru, do tego stopnia, że oglądanie jej na telewizorze, pośród miliona innych rzeczy, walczących o naszą uwagę, często jest jałowym doznaniem, które po krótkiej chwili ulatuje z naszej pamięci i serc. Od po prostu kolejna audycja w TV.

Vertigo Sea Johna Akomfrah na dzień dzisiejszy jest moją odpowiedzią na następujące pytanie: Jak mimo dobrych historii i pięknych obrazów, które często nie wystarczą, aby stworzyć w umysłach widza trwały ślad emocjonalny, przekuć doświadczenie wizualne na większe uwrażliwienie na otaczający nas świat i braci mniejszych. I choć jak wspomniałem wyżej, jest to forma bardzo ograniczona swym zasięgiem, to myślę, że jest to trochę tak jak z teatrem, czy nawet kinem. Im częściej będą powstawały dobrze afiszowane spektakle tego typu, tym większe szanse, że sumarycznie, większy odsetek ludzi będzie w ogóle miała świadomość, o takich perełkach i chętniej na nie pójdzie, chociażby z czystej ciekawości.