TRZY SITA

Po dłuższej Wielkanocno-wiosennej przerwie wreszcie mogłem powrócić do moich wynurzeń.

Dzisiaj chciałbym się z Tobą podzielić swoim przemyśleniem na ważny temat. Mianowicie, niedawno usłyszałem niezwykle ciekawą opowiastkę. Młoda dziewczyna, przychodzi do swojej babci by opowiedzieć jej pewną historię. Babcia jednak wpierw pyta ją czy to co chce jej opowiedzieć jest w stanie przejść przez tzw. trzy sita. Pierwszym z nich jest sito prawdy, tj. czy opowieść jest prawdziwa. Drugim sitem jest sito dobra. Czy historia może sprawić jakieś dobro. Ostanim sitem jest użyteczność. Czy opowiadana historia jest do czegokolwiek potrzebna.

Zaraz po wysłuchaniu historii o mądrej babci i wnuczce, zadałem sobie pytanie. Jak to się ma do filmu? Czy gdybym za każdym razem, pracując nad nowym filmem zadał sobie te trzy pytania tj. czy to co chcę opowiedzieć w filmie jest prawdziwe, może sprawić jakieś dobro i czy w ogóle moja historia może by komuś potrzebna? To czy każdy projekt miałby szansę zostać w ogóle ukończony? Śmiem w to wątpić. Oczywiście można to poszerzyć o każdy gatunek filmu czy jakąkolwiek formę działalności każdego z nas. Bowiem, te trzy sita są uniwersalnym weryfikatorem, dającym się użyć do wszystkiego. Ograniczę się jednak do filmu przyrodniczego, nie tylko z racji moich zainteresowań, ale również dlatego, że gdybym chciał pisać ogólnie o filmie, to pewnie artykuł do tej pory by się nie ukazał, bo nadal bym go pisał.

Niezależnie od gatunku filmowego w jakim tworzymy, zawsze istnieje ryzyko zakłamania opowiadanej historii. W filmie przyrodniczym, mamy do czynienia jednak z materią wybitnie wrażliwą na wszelkiego rodzaju zafałszowania czy manipulacje. Człowiek jako twórca prawie w całości decyduje o tym jak zostanie przedstawiona natura. Czy zdecyduje się na najprostszą formę, czyli obserwację? Czy może zechce stworzyć historię na bazie obserwacji. A może pójdzie o krok dalej. Wtedy to, może się okazać, że chęć opowiedzenia fantastycznej historii jest ważniejsza od historii jaką ma do opowiedzenia sama natura. I w tym momencie pojawi się pytanie o prawdę na ekranie.

Jak pokazuje historia kina o zwierzętach, negatywne manipulowanie treścią jest niestety dużą częścią tej branży. Zaczynając od filmów Walta Disneya z osławionymi Lemmingami rzucającymi się w morze w filmie „Białe Pustkowia” (White Wilderness), przez sławne „Szczęki” Spielberga a skończywszy na wielu obecnych produkcjach emitowanych na Animal Planet czy Discovery Channel. Żeby daleko nie szukać wystarczy niedawna seria „River Monsters” gdzie straszy się ludzi m.in. Minogiem Morskim Petromyzon marinus jako mrocznym potworem rodem z filmów Ridleya Scott’a.

Minóg Morski Petromyzon marinus

Filmy takie zamiast w najlepszym razie edukować, najczęściej wytwarzają błędne i szkodliwe wyobrażenie o naturze. Za tym już tylko idą lęki i uprzedzenia. Istnieje bardzo cienka linia między tym gdzie kończy się prawdziwa historia o naturze, a gdzie zaczyna ludzka wyobraźnia. Jest niezmiernie ważne by starać się wsłuchać w opowieść jaką ma do powiedzenia natura. W przeciwnym razie fałszywe podejście do tematu zazwyczaj nie służy niczemu dobremu. A skoro już o tym mowa, to przecedźmy naszą twórczość przez drugie sito, czyli dobro.

Zwierzęta i cała natura, zasadniczo powinna być przedstawiana jako coś dobrego, a conajmniej jako coś neutralnego. Natomiast często zwierzęta są przedstawiane jako krwiożercze potwory, dybiące na ludzi na każdym kroku. Wrócę tutaj do przykładu sławetnych Szczęk Stevena Spielberga. Żarłacz Biały Carcharodon carcharias, który jest bohaterem filmu, został tutaj przedstawiony jako bezwzględny zabójca ludzi. Z jednej strony wydawać by się mogło, że przecież to tylko film oparty na powieści Petera Benchleya pod tym samym tytułem. Jednak ta fikcyjna historia odcisnęła wyraźne piętno na świadomości społecznej. Mam tu na myśli irracjonalny strach, nie podparty żadnym naukowym uzasadnieniem. Zakotwiczony w wielu umysłach wywołuje ogromną niechęć do tych zwierząt.

Zdaje się, że wiele lat po pierwszej fali popularności filmu „Szczęki”, trend demonizowania natury w ostatnich latach się nasilił.  Żyjemy w czasach gloryfikacji śmierci, strachu, terroru. Większość obecnych produkcji czy to kinowych czy telewizyjnych nastawionych jest na destrukcję. Wszelkie mniej lub bardziej brutalnie wyglądające zachowania u zwierząt podsycane przez negatywną narrację, mają na celu wywoływanie skrajnych emocji. Wszystko to w oparciu o odpowiedni kontekst, nadający konkretne negatywne znaczenie. Nie ma wątpliwości, że zwierzęta są neutralne. W ich zachowaniu nie ma nic dobrego ani nic złego. Jeżeli lew atakuje bawoła to nie robi tego dlatego, że jest na niego zły, np. za to że ten ma rogi a lew nie. Czy też nie robi tego dla sportu. Po prostu robi to bo musi przeżyć. Oczywiście w między czasie powstały produkcje telewizyjne, które starały się odkłamywać zły wizerunek zwierząt. Jednak trudno im przebić się przez media mainstreamowe, które kładą główny nacisk podsycanie negatywnych emocji.

Wracając do naszego sita, należałoby sobie zadać pytanie, co dobrego ma wnosić do świata nasz film. Co dobrego wyniknie z tego dla widza, a także dla nas samych. Czy jesteśmy wstanie dać światu jakąś wartość. Coś co dla nas samych będzie nowym pozytywym doświadczeniem, a dla oglądającego, będzie dobrym pretekstem do refleksji, przemyśleń, zmusi do działania, sprawi, że zacznie postrzegać pewne rzeczy inaczej. Bo jakiż jest sens robienia filmu o przyrodzie, jeżeli nie pokazując jej prawdziwego piękna.

Ostatnim sitem o którym mówiła mądra babcia jest użyteczność. A zatem czy film, który ma powstać jest światu potrzebny. Czy idea powstania projektu ma sens. I wreszcie jaki nadrzędny cel przyświeca naszej filmowej opowieści. Takie pytania trzeba sobie zadawać za każdym razem, zaczynając projekt filmowy. Bywa, że człowiek wpada na pomysł pod wpływem jakiegoś impulsu. I mówi to jest to. Mam scenę, mam ciekawy temat, mam zalążek świetnej idei na film. Zaczyna to rozwijać. Ma już jakiś ogólny zarys historii. Coraz bardziej się angażuje, tworząc podwaliny pod projekt. Przedprodukcja nabiera tempa. Spędza na tym coraz więcej czasu.

I wtedy błogosławieństwem jest gdy ktoś, a idealnie by było byśmy sami na wczesnym etapie zadali sobie to kluczowe pytanie. Pytanie, które jest imperatywem, pchającym ten projekt do przodu. Po co projekt ma być robiony? Dla kogo, kto jest odbiorcą? Dlaczego akurat my mamy to zrobić? Dlaczego w taki, a nie inny sposób? Czemu ma to służyć? Czy ma służyć czemuś dobremu?

Zadając sobie to pytanie tylko raz na początku możemy odnieść wrażenie, że nie pozostaje nam nic innego jak tylko zrobić ten film. To błędne założenie. Trzeba często zadawać sobie to pytanie podczas pracy twórczej. Film nieustannie się zmienia, nieustannie ewoluuje w naszych umysłach, Wszystko jest płynne. Może się w pewnym momencie okazać, że idea zmieniła się tak diametralnie, że pytanie o zasadność robienia filmu wysuwa się na pierwszy plan. Może się również okazać, że projekt jest wartościowy i powinien zostać zrobiony. Jednak nie w tym momencie. Może należy jeszcze poczekać, na rozwój wydarzeń, na zdobycie większego doświadczenia.

Problem ten dotyczy filmu dokumentalnego w ogóle. Czasem jest tak, że ktoś zrobi projekt i odnosi wrażenie, że czegoś mu brakuje w tym filmie. Po latach odkrywa myśl, że mógłby zrobić ten film jeszcze raz, właśnie teraz. Bowiem nagromadzone doświadczenia zmieniły jego postrzeganie danego tematu. Wie, że mógłby stworzyć projekt lepszy w bardziej przemyślanej formie. Oczywiście mam tu na myśli głównie przedprodukcję. Ponieważ w momencie zaczęcia produkcji, cała machina zostaje uruchomiona i zaczynają się pierwsze koszty. Wtedy nie ma już miejsca na błędy. Dlatego to pytanie jest najważniejsze. To ono determinuje być albo nie być naszej nowej idei na film. Młodzi twórcy jednak bardzo często to gubią gdzieś po drodze. Znam to z własnego doświadczenia. Nie raz w uniesieniu przedstawiałem moją ideę producentowi, który szybkim zestawem podobnych pytań gasił mój entuzjazm. Udowadniając w ten sposób, że, moja idea, albo nie nadaje się do niczego albo należy nad nią ostro popracować, żeby wydobyć z niej twórczą esencję.

Myślę, że każdy nowy projekt, powinien przejść przez te trzy sita. Dzięki temu podejście do całej produkcji staje się bardziej przemyślane i profesjonalne. Twórca staje się bardziej krytyczny wobec własnych idei. Daje mu to poczucie większej pewności i lepszego zaangażowania w produkcję nowej pięknej idei.