KRAINA MIODU (HONEYLAND) – KRÓTKA RECENZJA FILMU

Na tegorocznym festiwalu filmowym Camerimage w Toruniu było naprawdę wiele filmów, które chciałem obejrzeć. Jednak produkcja o której dzisiaj opowiem była na mojej liście obowiązkowej, nie tylko dlatego, że związana jest z przyrodą, ale dlatego, że tematyka pszczół jest mi w ostatnim czasie coraz bardziej bliska. 😉

Kraina Miodu (oryginalnie: Honeyland) z 2019 roku w reżyserii Tamary Kotevskiej oraz Ljubomira Stefanova jest typem dokumentu, jakiego dawno już nie widziałem, a który nie cieszy się zbytnią popularnością w dzisiejszych hałaśliwych czasach. Film ten jest bowiem typem tzw. slow TV, kina refleksyjnego, gdzie akcja płynie w rytm falujących łąk na macedońskich wzgórzach. Macedońskich ponieważ akcja rozgrywa się w górskiej opuszczonej wiosce w Macedonii północnej. Wciśnięta pomiędzy malownicze wzgórza wioska jest miejscem, gdzie czas zatrzymał się kilkaset lat temu. W jednej z kamiennych chat mieszka Hatidze Muratova wraz ze swoją sędziwą i schorowaną matką. Hatidze utrzymuje się z pszczelarstwa. Jednak sposób w jaki to robi jest daleki od przemysłowej hodowli. Od samego początku widzimy ile miłości i poświęcenia wkłada w dbanie o pszczoły. Jej główną mądrością jest pielęgnowanie kruchej równowagi pomiędzy tym co człowiek zabiera i tym co przyroda daje, czyli „Połowa dla mnie, połowa dla was.

Niestety, wioskę nawiedza koczownicza rodzina, która wraz siódemką dzieci, stadem bydła i całego dobytku w postaci domu na kółkach wywracają życie bohaterki do góry nogami. To tyle na temat samej historii, której nie chcę wam zdradzać. Poniższy zwiastun dopowie wam nieco więcej.

Przejdźmy teraz do samej recenzji. Tak jak poprzednim razem tj. podczas recenzji Z nurtem życia, tak teraz zacznę od muzyki.

Muzyka

Eh, co to jest za muzyka, aż po prostu brak słów. I tutaj mógłbym zakończyć, bo faktycznie brak słów. 😉 A tak na poważnie, to jeśli ktoś lubi muzykę ludową, etniczną, to jest to właśnie coś dla niego. Ilość muzyki w filmie jest idealnie wyważona, nie ma jej za dużo, tak że nie czuje się przeładowania. Do głosu dochodzą dźwięki otoczenia oraz cisza, która sama w sobie tworzy wspaniałą atmosferę miejsca, w którym odbywa się akcja. Całość jest tak spójna z obrazem, że trudno mi sobie wyobrazić ten film bez tej muzyki.

Hatidze Honeyland

Hatidze w swoim domu

Zdjęcia

Idąc na film na festiwalu operatorskim, w głowie mam przede wszystkim jakość obrazów, jakie chciałbym zobaczyć. W tym wypadku się nie zawiodłem. Obrazy są tutaj jak muzyka, która płynie niepostrzeżenie wciągając w historię bez reszty. Wspaniałe kadry Fejmi Daut oraz Samir Ljuma nie pozostawiają złudzeń. Ci panowie znają się na filmowaniu jak mało kto. Ich obrazy pokazują niezwykłą atmosferę miejsca i wywołują ogrom emocji, które jeszcze teraz po kilku tygodniach od obejrzenia filmu, żywo mnie wzruszają. Fejmi Daut był na festiwalu i odpowiadał na pytania podczas sesji po projekcji. Okazało się, że przez trzy lata kręcenia dokumentu, używali trzech lustrzanek Nikona, mimo iż obrazy sugerują profesjonalne kamery filmowe i ciężarówkę sprzętu oświetleniowego. Kolejny raz udowadnia to, że sprzęt to jedynie część sukcesu, a najważniejsze jest odpowiednie naświetlenie historii.

Narracja

Film jest typowym dokumentem obserwacyjnym, gdzie niczym fabułę oglądamy zdarzenia z życia Hatidze. Jej dbanie o pszczoły, rozmowy z matką, jarmarczne pogaduchy w Skopje i niełatwe relacje z nowymi sąsiadami. Dzięki temu, że biernie przyglądamy się wszystkiemu z boku, mamy możliwość głębokiego doświadczania tego, co dzieje się na ekranie i co przeżywa bohaterka. W wielu sytuacjach jesteśmy w stanie się z nią utożsamić.

Hatidze przed domem

Hatidze przed domem

Montaż

Montaż sprawia, że cała opowieść płynie, bez żadnych zgrzytów. Widać, że Atanas Georgiev, który odpowiada za połączenie wszystkich ujęć w całość, doskonale potrafi wyważyć przejścia ze spokojnych chwil do nagłych zrywów, nie tracąc rytmu oraz nie wytrącając widza z historii. Oglądając ten film miałem wrażenie jakbym był kulą na wielkim leju, który po długiej spirali nieuchronnie wciąga do centrum zdarzeń. Jest to bardzo przyjemne doświadczenie, ponieważ kiedy pojawiają się napisy końcowe, mam wrażenie, jakbym wybudził się z długiego transu.

Ciekawostką jest, że sam montaż trwał 12 miesięcy i pierwszy szkic był łączony bez dźwięku, ponieważ bohaterowie mówili w języku tureckim, którego nikt z ekipy nie rozumiał. Dopiero po szkicu, który miał długość 2 godzin rozważano dodanie napisów. Jednak i to nie było konieczne, ponieważ każdy, kto oglądał film przed premierą w wersji podstawowej rozumiał historię z samych obrazów. I tutaj mogę nawiązać, do artykułu O sztuce montażu filmowego – czyli kino nieme przyrodnicze gdzie wspominałem o pracy z montażem bez dźwięku i sile narracji samym obrazem.

Udźwiękowienie

Udźwiękowienie podobnie jak muzyka jest tak dopracowane, że każdy szczegół jest ucztą dla ucha. Wszystkie dźwięki i dialogi, zarówno w momentach ciszy oraz akompaniamentu muzycznego, są ze sobą w ścisłej harmonii.

Kraina Miodu Honeyland poster

Kraina Miodu Honeyland plakat

Historia

Kraina Miodu jest filmem, którego historia jest najmocniejszą stroną. Nie zawsze w dokumencie da się stworzyć satysfakcjonującą i spójną historię, która potrafiłaby uczyć, pobudzać do refleksji, bawić, wzruszać i pokazywać wartości, szczególnie w świecie gdzie niemal wszystko jest dozwolone, a promowanie wartości stało się tabu.
Ten film ma w sobie to wszystko. Radość, smutek, wzruszenie, nostalgię, słowem jest naładowany emocjami po same brzegi. Niezmiernie ważnym elementem historii jest sama bohaterka Hatidze, która stawia czoła wyzwaniom i aby przetrwać musi z tej próby wyjść zwycięsko, jednocześnie nie tracąc swojej tożsamości. Bohaterka jest jednocześnie osobą, z którą łatwo się utożsamić na wielu płaszczyznach. Daje to większe poczucie więzi jaka łączy ją z widzem. Właśnie dlatego ta historia jest tak angażująca.

Ponadto, film ten porusza niezwykle ważną kwestię stosunku człowieka do środowiska naturalnego. Dobitnie pokazuje jak bardzo zachłanność i krótkowzroczność jednych może mieć wpływ na życie drugich, zarówno przyrody jak i ludzi. Wszyscy bowiem jesteśmy połączeni, o czym na codzień raczymy nie pamiętać, a co uświadamiamy sobie jak już jest za późno.

Podsumowanie

W tej krótkiej refleksji nie jestem w stanie oddać wszystkich wrażeń z obejrzenia tego dzieła. Oczywiście przydałoby się do czegoś przyczepić, jednak musiałbym tutaj szukać na siłę, np. problemów z ostrzeniem w niektórych ujęciach. Ale to żaden argument zwłaszcza przy dokumencie. Może jakbym zobaczył ten film kolejny raz, na co czekam niecierpliwie, to znalazłbym coś konkretnego. Puki co nadal tkwię w zauroczeniu, i dobrze mi z tym. 😉

Żeby tych superlatyw było mało, to autor zdjęć Fejmi Daut, który był na festiwalu opowiedział, co wydarzyło się po filmie. Okazało się, że ekipa otworzyła fundusz, który pozwolił na zebranie środków, na nowy dom dla Hatidze i pozostałych bohaterów. A sama Hatidze, zaklęta do tej pory w średniowiecznej wiosce, obecnie jeździ po festiwalach na całym świecie, właśnie przebywając w Nowym Yorku.

Uważam, że takie podejście do tworzenia filmów jest godne prawdziwych filmowców, którzy nie myślą tylko o sobie i wybiciu się na cudzych barkach, pozostawiając bohaterów z pustymi rękoma. Niestety jest to rzadkie, aby filmowcy spłacali swój dług wobec bohaterów sportretowanych w filmie. Byłem tą sprawą tak ujęty, że podczas prywatnej rozmowy z Fejmim, dziękowałem mu nie tylko wspaniałą ucztę dla oka, ale przede wszystkim za wysoką postawę etyczną. Zresztą chyba nie mogłoby być inaczej ponieważ Fejmi to przemiły człowiek.

Mam nadzieję, że ta krótka i subiektywna recenzja skłoni Cię do obejrzenia tego filmu w najbliższym czasie jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś/łaś i opisania swojej refleksji w komentarzu.